Nie jestem nawet ułamkiem eksperta w dziedzinie zdrowego żywienia. Ale chciałabym, abyście poznali moje zdanie na temat całego tego jazzu. W przypadku jedzenia trwa ciągła walka. Bitwa na argumenty, bitwa z myślami, co powinno się jeść, czego koniecznie trzeba unikać. I tak informacje na ten temat zasypują nas niczym do niedawna śnieg. Wegetarianie namawiają by zapomnieć zupełnie o mięsie. Weganie natomiast nie chcą się zgodzić nawet na miód, nie wspominając już choćby jajka. A jajka są przecież takie zdrowe, zwłaszcza te od kur znoszących je na wyścigi, ściśniętych w klatkach i nie widujących słońca i zieleni traw...Wodę należy pić wyłącznie butelkowaną, bo jest najbardziej naturalna, jeszcze bardziej naturalna oczywiście w plastikowej butelce. Absolutnie nie należy gotować niczego, dzięki czemu zachowamy w pokarmie wszystkie dobra (aha, niedobra także). Niektórzy podpowiadają by nie jeść nabiału, inni twierdzą, że z kolei zboża są nam zupełnie niepotrzebne, a chleb jest tutaj największym złem, zwłaszcza ten na drożdżach. Z resztą ten na zakwasie i z pełnego ziarna wcale nie jest lepszy, bo grozi zaleganiem błonnika w towarzystwie glutenu i skrobi w naszych jelitach, a na taką pożywkę drożdżaki zacierają rączki. Mleko krowie jest dla cieląt, a nie ludzi, i nie powinno się go spożywać, ale kefir albo jogurt to już zupełnie inna para kaloszy. Czasem czuję się mocno sfrustrowana moim brakiem wiedzy, mogłam bardziej uważać na chemii i biologii, aby dziś z łatwością wyciągać logiczne wnioski. Żywieniowo-dietetyczne oczywiście. Jeśli ktoś zapytałby o zdanie nasze babcie i prababcie, to kazałyby nam siedzieć cicho, pić mleko prosto od krowy, jeszcze ciepłe, schabowego zajadać sporą ilością kiszonej kapusty, od chorób uciekać za rękę z czosnkiem i cebulą, a tych durnot w ogóle nie czytać, tylko lepiej iść na powietrze, przekopać ogródek i chrupać rzodkiewki prosto z ziemi.
Skoro jednak każdy mówi co innego to kogo należy w takim razie słuchać? No kogo? Jeśli jakimś cudem jeszcze tego nie wiecie, to ja powiem Wam co myślę. Słuchać należy przede wszystkim SIEBIE. I swojego organizmu. Każdy z nas najlepiej wie co mu szkodzi, a co nie:) Diety są dla osób chorych, więc nie zamierzam swojego sposobu odżywiania nazywać jakąkolwiek dietą. Jem to, co jest dobre dla mnie i po czym nie czuję się źle. Staram się jeść prosto i naturalnie, na tyle, na ile jestem w stanie.
Wprowadziłam pewne zmiany na podstawie zebranej wiedzy, ale to wszystko dzień po dniu samo się weryfikuje. Jeśli coś odstawiłam, a mój brzuch o to woła, to chcę mu to dać. I nie, nie woła o cukier i słodycze (co jest dla mnie zaskoczeniem), ale o surowe warzywa, chrupiące jabłka, soki z warzyw, biały ser i kefir. Jem mniej chleba, bo dużo mniej mam ochotę na niego, a jeśli mi się zachce wybieram taki, po którym czuję się dobrze, w moim przypadku to ciężki, żytni chleb. Z dobrym masłem. Mam też ciągoty do pestek, nasion i orzechów. Nie pogardzę masłem orzechowym, a dzień zaczynam od Anatola z mlekiem owsianym. A co robię na obiad? :)
O, na przykład makaron ze szpinakiem. Nieco inny od tego, który kiedyś kochałam, ale potem zdradziłam. Bez gęstego od sera sosu, za to z pastą z nasion i pestek. Nie białe spaghetti (za którym czasem, ale tylko czasem tęsknię) lecz gryczana soba (moje dziecko zwariowało na jej punkcie już dawno). I jeśli lubicie makaron ze szpinakiem tak jak ja, to gwarantuję, że taka wersja skradnie Wasze serca.
SOBA ZE SZPINAKIEM I PASTĄ Z ZIAREN
Spinach Soba Noodles with Seed Paste
ok 200 g liści szpinaku (użyłam mrożonych)
płaska łyżeczka masła
płaska łyżeczka soli morskiej
ząbek czosnku
150 g makaronu soba
opcjonalnie: rzodkiewka, garść kiełków
pasta:
2 łyżki pestek dyni, łuskanych
2 łyżki ziaren słonecznika, łuskanych
2 łyżki sezamu (u mnie czarny)
łyżka oleju (wybierzcie taki, jaki lubicie)
kilka kropel ciemnego sosu sojowego
Jeśli tak jak ja używacie mrożonego szpinaku, duście go w garnku o grubym dnie, aż całkiem się rozmrozi i woda odparuje. Następnie dodajemy masło i sól, dusimy jeszcze chwileczkę i ściągamy z ognia. Do szpinaku ścieramy ząbek czosnku, mieszamy i odstawiamy.
Rozgrzewamy suchą patelnię i prażymy na niej pestki dyni, słonecznik i sezam, ale każde z osobna, każde z nich potrzebuje innego czasu na wypuszczenie aromatu i leciutkie zrumienienie. Wszystkie ziarna umieszczamy w moździerzu i ucieramy na pastę z olejem i sosem sojowym (nie musi to być oczywiście gładka pasta, ja lubię kawałeczki ziaren, ale jeśli wolicie zupełnie gładką konsystencję, zróbcie to w mikserze).
Makaron gotujemy wg przepisu na opakowaniu, mniej więcej 5 minut, w osolonej wodzie, odcedzamy i mieszamy z pastą, a następnie ze szpinakiem. Jako świeży akcent doskonale sprawdza się tu rzodkiewka lub jej kiełki (lub jedno i drugie). Taki makaron smakuje dobrze również na zimno, więc warto zabrać go do pracy zamiast kanapek;) Smacznego!
To zdecydowanie jeden z moich ulubionych rodzajów makaronu !
ReplyDeleteZawsze chciałem spróbowac szpinaku, ostatnio kupilem paczkę mrożonego, która czeka na swoją kolej. Zamiast soby, której w moim mieście nigdzie nie ma, dałbym pełnoziarniste tagiatelle. I mógłbym zastąpić sezam siemieniem lnianym? Co Pani o tym sądzi?
ReplyDeleteMyślę, że sezam można zastąpić czymkolwiek, lub nie zastępować niczym tylko dodać więcej słonecznika lub pestek dyni, ale kiedyś warto spróbować połączenia z sezamem, bo daje fajny posmaczek:) Makaron też mozna zastąpić, z pełnoziarnistym sama bym zrobiła chętnie. Smacznego zatem i mam nadzieję, że będzie opinia:)
DeleteMar a znasz może książkę "Odżywianie dla Zdrowia" Paula Pitchforda?
ReplyDeleteTo moje odkrycie ostatnich miesięcy choć nie są zupełną nowością rzeczy tam zawarte bo według KPP na przykład już kiedyś gotowałam trochę i mamy książki Ciesielskiej. Ta książka to swego rodzaju mój podręcznik aktualnie;)
Polecam!
Nie znam tej książki, u mnie zawsze takim podręcznikiem były książki dr Bircher-Bennera, ale z wielką przyjemnością poczytam, jeśli polecasz:)
DeleteCzasami dochodzę do wniosku, że w kwestii żywienia należy słuchać swojego organizmu. A podpowiada mi, że tak przygotowany makaron soba, dobrze by mu zrobił :)
ReplyDelete